20 lutego 2013

Wywiad z Martyną


  Nie mam natury nomada

Prowadząca Big Brothera, programów motoryzacyjnych i teleturnieju dla dzieci. Redaktor naczelna polskich edycji najbardziej prestiżowych magazynów podróżniczych. Pierwsza Polka, która wystartowała w rajdzie i ukończyła Dakar. Karmiła koale w Australii, a na rozległych stepach Kirgistanu częstowana była... baranią czaszką.
Kiedy wróciła z Everestu, mama zapytała ją tylko: „I jak, fajnie było? Zadowolona?”.
Martyna Wojciechowska – automaniaczka, podróżniczka przesuwająca horyzont na krańcach świata.




Rozmawiała Justyna Mleczak

„Reporter nie zostawia swego bagażu, bo ciągle idzie naprzód. Rzadko wraca”. To Ryszard Kapuściński. Pani wraca? Do miejsc, osób? Emocji?
Wracam do domu, przede wszystkim. Nie mam w sobie takiej natury nomada, który nie potrzebuje osadzenia w jednym miejscu. Ja potrzebuję akurat zawsze wracać w jedno miejsce – to jest mój dom, moje książki, moja rodzina, przede wszystkim moja córka. Do ludzi, których spotkałam w drodze często wracam, ale częściej chyba myślami niż fizycznie. Większość z nich nie ma dostępu do internetu ani telefonu, ani nie mogą nawet odbierać poczty, w związku z tym nie zawsze udaje mi się z nimi skontaktować. Jednak często o nich myślę. I kiedy dowiaduję się, że jakaś sytuacja skończyła się tak jak tego sobie życzyłam, bardzo się cieszę.

Źródło: www.se.pl
W nazwie programu realizowanego dla TVN i w tytule serii Pani książek używa Pani określenia „kraniec świata”. To punkt na mapie czy może stan? Ducha, umysłu?
Nie wiem i to jest najbardziej fascynujące – że nie wiem, gdzie jest kraniec świata. Tak, rzeczywiście kiedyś myślałam, że kraniec świata i mój, psychiczny, mentalny kraniec świata będzie na Mount Evereście, na krańcu de facto fizycznym, bo w najwyższym punkcie naszego globu. Ale wcale go tam nie było. Nie ma go też w najbardziej wysuniętym punkcie na południe, gdzie dotarłam, na Antarktydę, ani nie ma go w sytuacjach i w miejscach, w których się mogłam spodziewać. Kraniec świata to jest coś bardzo umownego i chyba coś co się dzieje w duszy. Myślę, że na krańcu świata można poczuć się gdzieś nawet tu, niedaleko, zależnie od tego, czy osiągniemy swój limit wewnętrzny. Myślę, że to może być potencjalny kraniec świata... chociaż ja do niego jeszcze nie dotarłam.

Trudniejszy jest dla Pani wyjazd, przygotowanie logistyczne, kiedy rusza Pani na plan, czy powrót, związane z nim emocje, wypływające z pracy nad kolejnym odcinkiem?
Jedno i drugie. Kiedy wyjeżdżam, czuję się podekscytowana i zdenerwowana, bo nie wiem, co się wydarzy, jakich ludzi spotkam, czy moja bohaterka będzie taka jaką sobie wyobrażam – niestety, jakieś wyobrażenia mam, chociaż nie powinnam, ale trudno się od tego odciąć. Z drugiej strony, kiedy wracam, czuję się jeszcze mocno przywiązana do tego miejsca, z którego wróciłam i czuję się trochę... rozdwojona, jedną nogą w tamtym świecie i w tamtych przeżyciach. A tutaj? Trzeba wrócić do normalnego życia, zapłacić rachunki, zaprowadzić dziecko do przedszkola i zacząć żyć moim codziennym, polskim życiem. I taka chyba jestem, między moimi dwoma równoległymi światami – zawsze.

Źródło: www.bi.gazeta.pl

Odczuwa Pani wpływ spotkanych kobiet na swoje życie?
Oczywiście, ogromny. Od tego, że bardzo wiele się od nich nauczyłam, co w życiu ważne, co mniej ważne, ale także wielu praktycznych rzeczy. Te kobiety niezmiennie mnie inspirują, przede wszystkim ich siła jest niebywała. Kiedy przypomnę sobie Carmen Rojas z Boliwii, zapaśniczkę walczącą na ringu, to nie mam śmiałości narzekać na cokolwiek, co przydarza się mi, w moim życiu. To jest, uważam, bardzo ważna nauka. Inny przykład, Heather Swan, rekordzistka świata w skokach spadochronowych, także potrafi zainspirować do tego, aby sobie nie odpuszczać i przesuwać granicę swoich możliwości, bo można. Ona pokazała mi, że można. Gdy czasem mam ochotę sobie odpuścić, przypominam sobie Heather i już wiem, że nie mogę.

Podróżując, bywa, że spotyka się Pani z okrucieństwem, niesprawiedliwością, przynajmniej z punktu widzenia Europejczyka. Czy jednak „cywilizowane” kraje mają prawo ingerować w tradycje, zmieniać zastane tam światopoglądy?

Źródło: www.polityka.pl
To zależy. To bardzo złożony temat i nie można na to pytanie odpowiedzieć „tak” albo „nie”. Są takie rzeczy, które wydają mi się oczywiste i jednoznaczne: na przykład, że nie możemy mordować zwierząt, które są zagrożone wyginięciem. I to raczej nie podlega dyskusji. Są niektóre lokalne zwyczaje i tradycje, które na to przyzwalają, problem jednak polega na tym, że wszystko się wymieszało i są ludzie, którzy po prostu na tych obyczajach chcą zrobić pieniądze – chociażby kość słoniowa. Dopóki mieszkańcy Afryki zabijali słonie na własne potrzeby, nie był to problem, ale dzisiaj jest, bo zabijamy je na skalę przemysłową. Ale są też rytuały i zwyczaje, w które, uważam, nie wolno ingerować, a w każdym razie nie wolno tym ludziom odbierać ich tożsamości. Próba na siłę wcielania wszystkich Mentawajów do Kościoła, edukowania ich i przekonywania, że to, co robią, jak żyją i wszystko to, w co wierzyli, jest złe – uważam, że to jest barbarzyństwo i absolutnie nie powinniśmy tego robić.

Gdyby miała Pani możliwość nakręcenia odcinka – nazwijmy to - „kobiety na krańcu historii”, cofnięcia się w czasie i wybrania postaci bądź grupy kobiet, na kogo padłby Pani wybór?
Na pewno chciałabym zrobić odcinek na temat Marii Skłodowskiej-Curie, która jest jedną z bardziej fascynujących kobiet w historii, jak uważam. I na pewno chciałabym zrobić o władczyniach, chociażby o królowej Wiktorii czy Katarzynie, a to dlatego, że pozycja kobiet w tamtych czasach była zupełnie inna. Przecież prawa wyborcze uzyskałyśmy w większości dopiero, można powiedzieć, w połowie XX wieku. W związku z tym to, że kobieta kiedyś mogła stać na czele państwa i decydować o losach imperiów wydaje mi się naprawdę fascynujące. Trzeba było mieć ogromną siłę. I z taką kobietą chętnie bym porozmawiała. Nie jest to porównywalne w żaden sposób do tego, jak to dzisiaj jest być prezydentem w demokratycznych wyborach.

Jaką wybrać ścieżkę, aby pójść w ślady Martyny Wojciechowskiej?
Robić to, co nas interesuje i ciekawi. Ja zajmuję się szeroko rozumianym pięknem tego świata, uważam, że powinniśmy podążać za własną pasją. Jestem też zdania, że należy zajmować się tym, co nas interesuje, a nie tym, czego oczekuje ktoś inny od nas - na przykład rodzice. Jeszcze nie widziałam, by to się kiedyś udało, jeśli robimy coś bez przekonania i bez wielkiej fascynacji i miłości.

 JM

4 komentarze:

  1. Martyna jest niesamowita. bije od niej siła, pewność siebie, a jednocześnie ciepło i taki... duchowy uśmiech. niektórzy są do niej uprzedzeni z powodu początków kariery telewizyjnej (Big Brother, Automaniak) - ja poznałam ją za sprawą książek, kilku odcinków Kobiety na Krańcu Świata. i uważam, że to kobieta niebalna i inspirująca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię ją... babka ma coś w sobie:) nie zionie jadem jak pan Cejrowski, a odwagi można jej zazdrościć. Bomba:)

    OdpowiedzUsuń
  3. a mi zaimponowala Dakarem. najwieksi twardziele tam wymiekaja, a ta - konczy! za pierwszym razem!

    OdpowiedzUsuń
  4. a wiadomo kiedy ukaze sie Kobieta na Krancu Swiata 4- ksiazka?

    OdpowiedzUsuń